środa, 1 lipca 2015

My reflection rozdział 2

Jakie wielkie jest moje zdziwienie,kiedy widzę,że nie tylko ja podczas lekcji jestem na palarni.
Jest wysoki i muskularny,a jego skóra trochę bardziej opalona,niż u normalnych ludzi z jakimi mam do czynienia.Z pewnością nie jest z deszczowego Londynu.Nie widzę jego włosów,bo są przykryte kapturem.Nawet nie wiem jaki odcień mają jego oczy.Trochę zgarbiona sylwetka i te dresy tak nisko,wiszą na jego biodrach.Przejeżdżam koniuszkiem języka po dolnej wardze.No ciekawe.Kiedy widzę pomiędzy palcami cienkiego papierosa uśmiecham się delikatnie.Odpalam zapalniczkę,ale ta jak na złość nie działa.Czyżby skończył się gaz? O nie! I czym ja teraz zapalę papierosa...
Boże-Patrzę na Ref,która stoi przede mną a jej dłonie ściskają biodra.-Po prostu idź do niego i pożyć ognia.Tylko nie patrz na niego zbyt długo.
Stawiam pierwsze kroki.
Nie chcemy żeby chłopak miał koszmary!
To już teraz.Patrzy na mnie z uniesionymi brwiami zapewne nie wiedząc co mi chodzi po głowie.
-Ja..uhm..-Przestępuję z nogi na nogę,a mój wzrok nie opuszcza ziemi.Czuję się tak głupia przed nim.Prawie piszczę,czując jego chłodną dłoń na moim podbródku.Później wszystko dzieje się szybko.Kiedy widzę karmel jego oczu,wiem że muszę uciekać.Odsuwam się od niego gwałtownie,wciąż wpatrując się w to samo miejsce.
Jego oczy.Tak zimne.Tak piękne.
Oczy Justina.
Uciekam szybko,nie odwracając się za siebie,ale tylko w mojej wyobraźni.Naprawdę jestem zbyt wielkim tchórzem,żeby się poruszyć i zostawić go samego.Tylko nie to.Nie to.
-Justin-Moje usta wypuszczają słowa tak ciche,że jestem niemal pewna,że chłopak ich nie usłyszał.Patrzy na mnie oniemiały,opuszczając rękę,która przed chwilą,dotykała mojej skóry.
No nie wierzę.Reflection parska głośnym śmiechem. 
Serio to ten gość.A ja myślałam,że jednak zapadł się pod jebaną ziemię.
W myślach przybijam z Ref piątkę.
-Skąd znasz moje imię?-Patrzy na mnie zaintrygowany,ale nie mam zamiaru odpowiedzieć.Jeszcze raz patrzę w jego oczy żeby się upewnić.Tak.Tak to on na pewno.
Moje nogi plączą się o siebie,kiedy uciekam.Nic nie słyszę,oprócz dudnienia własnej krwi w uszach.Piecze mnie skóra głowy,a oczy tak przeraźliwie łzawią.Jak na złość wpadam na nauczycielkę od geografii,której tak bardzo nie znoszę.Z wzajemnością.Z ust wychodzą piskliwe słowa,przez które krzywię twarz.Co za suka.
-Dlaczego nie jesteś na lekcji?
Mam ochotę nakrzyczeć na nią,by się zamknęła,ale zamiast tego po prostu ignoruję jej okrzyki pełne oburzenia. Uciekam najszybciej jak się da,a goni mnie moja Reflection,która piszczy i skacze z radości.
Szybciej,szybciej! Śmieje się w głos.W końcu blond chłopak z pewnością nas goni,idiotko.
Zatrzymuję się gwałtownie,sapiąc z przemęczenia i patrzę oburzona na Ref,która uśmiecha się do mnie ironicznie.Boże,zaraz zemdleję.
Pomyśl Maya,nie poznał cię. Patrzę na jej włosy,identyczne do tych moich,ale ona wydaje się ode mnie ładniejsza,mimo że jest tylko odbiciem.Przytyłaś.

Och,ten kurczak wygląda tak apetycznie.Reflection uśmiecha się do mnie wilczo,a ja jedynie karcę ją spojrzeniem.Zjedz go,a cię zabiję,mała szmato.
  Wstaję od stołu,ignorując zatroskane spojrzenie mojej matki i modlę się,by nic nie mówiła.
-Maya.
-Nie.-Warczę jedynie w jej stronę i szybko ulatniam się do mojego małego pokoju,pragnąc jedynie spokoju,spokoju spokoju.
 Niestety i tu nie jestem sama.
Dobra robota.Mój sobowtór szczypie mnie w oba policzki,by po chwili rozłożyć się niczym największa królowa na moim łóżku.Materac nawet nie ugina się pod jej ciężarem.
-Nie jem od czterech dni i pomału zaczynam opadać z sił.-Warczę w jej stronę,na co ta jedynie prycha.
-Daj sobie spokój z wyjaśnieniami.  
Siadam w nogach łóżka,patrząc na swoje odbicie.Jej twarz jest poważna,chodź oczy się śmieją,a ja dalej nie rozumiem czemu jest ładniejsza,chodź taka sama jak ja? 
-Chcesz żebym umarła?-Mój głos przesiąka gorycz,jakbym za chwilę miała się rozpłakać,ale wiem że nie mogę tego zrobić gdy patrzy na mnie.
-Maya.Jedzenie powoduje tycie.Tycie powoduje rany,a rany powodują że jesteś jeszcze brzydsza.-Patrzę w sufit analizując jej słowa w głowie.-Tutaj koło się zamyka.
-Więc co?-Mruczę,pocierając kolana dłońmi.-Mam nie jeść nic?
-Tego nie powiedziałam.-Prycha kpiąco,prostując się na łóżku.Obserwuję ją uważnie.To jak się rozciąga i jej kości które wystają tak pięknie się eksponując.Jest moim odbiciem.Dlaczego nie jestem taka chuda jak ona?-Jeszcze jeden dzień.Później możesz coś tam zjeść,ale nie przesadzaj.
-Ale ja tak nie mogę.-Prawie krzyczę,wstając z miejsca.Mój oddech jest nierówny kiedy patrzę w jej ciemne oczy.-Muszę zjeść coś teraz.Czuję że zaraz zemdleję.Nie mogę spać,normalnie funkcjonować!
Patrzę na to,jak przewraca oczami ,by znów zanurzyć twarz w poduszkach.
-Błagam,tylko jedna kanapka.-To żałosne.Ja jestem żałosna.I chora.Psychicznie.
-Rób co chcesz.-Mówi,a ja z szerokim uśmiechem idę przygotować jedzenie.Mogę coś zjeść.Kanapkę.Z masłem.Pierwszy raz od czterech jebanych dni.
-Nie licz na to,że ujdzie ci płazem słoneczko.
Po tych słowach mój uśmiech gaśnie.


-Nie mamy całej nocy.- Reflection siada obok mnie na zimnych płytkach,kiedy ja ściskam żyletkę w ręku.Wydaje mi się,że w miejscu gdzie ją dotykam parzy mnie skóra i to mnie przeraża jeszcze bardziej,bo tak bardzo tego nienawidzę.-Po prostu pociągnij raz,a dobrze.To wcale nie jest takie trudne.
Zaciskam mocno powieki.Trzęsę się.Nie wiem czy  z zimna,czy ze strachu.Nie chcę,bardzo,bardzo nie chcę....ale wiem.Ona nie da mi spokoju.
-Ostrzegałam wariatko.-Jej głos jest ostry jak ta żyletka w moim ręku.Trzęsę się,jakbym miała padaczkę.Sama nie wiem.Mam na sobie jedynie za dużą koszulkę.Sądzę,że i ona opina moją grubą sylwetkę.-Pomyśl,ta kanapka naprawdę była tego warta?
Była-myślę,ale trzęsę przecząco głową.Wydaje się z tego zadowolona,bo słyszę jej cichy chichot,który sprawia że przez kręgosłup przebiega dreszcz.
-Dalej Maya.-Pogania mnie i to jest coraz trudniejsze dla mnie.Przez przypadek kaleczę sobie palce.-Zasłużyłaś na karę,dobrze o tym wiesz.Zjadłaś i będziesz grubsza.
-Tak.-Kwilę,przystawiając ostrzę do nadgarstka.Zamykam oczy.Jedna kanapka-jedno cięcie.
Zasłużyłam.Zasłużyłam.Zasłużyłam.
Teraz.
Czuję jak ostrze boleśnie rozcina mi skórę.I słyszę jej podły śmiech koło ucha.Jest tak bezduszna.Otwieram oczy i widzę.Krew płynie strumieniem z mojej rany i tak bardzo boli.Oddycham szybciej widząc ,że jest jej coraz więcej i więcej.O Boże,co ja narobiłam.Przymykam powieki,a moje nozdrza wypełnia ten obrzydliwy,metaliczny zapach.Krwi
Mojej krwi.
-Bardzo ładnie.-Jej głos jest sarkastyczny.Stoi przede mną dumna z tego co zrobiła i cmoka mnie w usta.-Słodkich snów.
Rozpływa się w powietrzu,a ja czuję ciepłe łzy spływające mi po policzkach.Mieszają się z krwią tworząc kałużę rozpaczy.

3 komentarze: